Info.

NOWA SERIA! Prolog + (I) Never Mind " 2802
(XII) Can you trust me? - 0103
(one shot) EXO - Kaisoo "shh, jestem z tobą" 0503
(XIII) Can you trust me? - 1203
NOWA SERIA! (II) Never mind - 1503
(one shot) BTS - Namjin "Nie martw się" - 1903
(one shot) BTS - Kookiemonster "Daj dziecku pojeździć" - 2603

^ jest już napisane, więc znikome szanse, że jakakolwiek data się zmieni.

sobota, 18 lipca 2015

EXO - "Takich dni się nie zapomina." Xiumin X Luhan

 Kyo wita!
Rozdział pojawi się w przeciągu trzech następnych dni. (Me serce krwawi </3)
Tymczasem mam dla was one shota, mam nadzieję, że się spodoba.
Do rzeczy. Miłego czytania ^^ 

____________________________________________________
Idę wściekły bokiem ulicy próbując przypomnieć sobie drogę do domu. Mijają mnie przechodnie, samochody jadące ulicą wjeżdżają w kałuże ochlapując mnie tym samym, ale ja się tym nie przejmuje, nie przejmuje się zimnem, nie obchodzą mnie krzyki i nawoływania, które rozbrzmiewają, gdy przypadkowo kogoś potrącę czy szturchnę. Nie słyszę ich, bo w moich uszach ciągle rozbrzmiewają twoje słowa, krzyczą, rozrywają bębenki. "Nikt nie był dla mnie ważniejszy, niż Sehun" kolejny raz twój głos zagłusza otoczenie, sprawia, że muszę zasłonić uszy, by się opanować. Byłeś wściekły. Tylko dlatego, że nie chciałem, by dzisiejszy wieczór ON spędził razem z nami. Tyle razy powtarzałeś, że to ja jestem najważniejszy. Tyle razy powtarzałeś, że on jest nikim w porównaniu do mnie. A teraz?
Teraz błąkam się po ulicach Seulu świadomy, że jesteś z NIM.
Że wolałeś JEGO niż mnie.
Łzy, które napływają do moich oczu sprawiają, że nic nie widzę, próbuje je zetrzeć, ale one nie dają za wygraną i pojawiają się znowu.
Słyszę dzwonek telefonu, wiem, że to ty, ale nie chcę odbierać. Boje się, że wybuchnę, że wygarnę ci wszystko. Pewnie nie wiesz, ale dzisiaj mija rok odkąd się poznaliśmy. Rok. To jest ten dzień, w którym, kilka miesięcy temu narodziła się przyjaźń i dzisiaj skończyła miłość pozostawiając po sobie ciemną pustkę.
Targam swoje kasztanowe włosy i wydaje z siebie krzyk. Mam wrażenie jakby moje serce zostało rozerwane na kawałki, rozerwane twoimi dłońmi.
Niebo zaczyna płakać zsyłając na ziemie swoje łzy, które mieszają się z moimi własnymi.
Wściekłość i złość zastępuje rozpacz.
Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w odległej części Seulu. Z daleka słyszę silniki samochodów. Dociera do mnie że poznaje to miejsce, jestem na prowizorycznym torze wyścigowym. Rozglądam się na boki w momencie gdy głośny klakson rozdziera moje uszy a jasne światło, które pojawiło się znikąd, oślepia moje oczy. W następnej sekundzie otacza mnie już cisza. Rozglądam się i widzę krople deszczu które wiszą nad ziemią czekając aż grawitacja pozwoli im rozbryzgać się o ciemny beton. Wiatr przestaje wiać i nagle wokół robi się cieplej, tak, że przez zmianę temperatury na moich rękach pojawia się gęsia skórka. Tylko moje łzy niepowstrzymanie lecą zamazując rzeczywistość. Mija chwila zanim zauważam postać, od której emanuje, już delikatny blask. To mężczyzna. Jego czarne włosy są potargane, a ciemna koszula opina ramiona i klatkę piersiową, z niedowierzaniem zauważam dwa czarne, rozłożyste skrzydła u jego ramion i zaczynam rozumieć. Stoję przed obliczem anioła. Stoję przed osobą, która odeszła ze świata ponad dwa lata temu, osobą, która była dla mnie oparciem w trudnych chwilach zanim pojawiłeś się ty.
- T-tao? - udaje mi się wydusić imię chłopaka, Na chwilę jakby zapominam o tobie i Sehunie.
Chłopak uśmiecha się do mnie, miło znów widzieć jego uśmiech. Robi krok w moją stronę ale nic nie mówi. - Przecież...
Podaje mi dłoń i mocno ściska.
- Jestem tu - zabiera głos a mi zasycha w gardle. Właśnie słyszę głos, którego miałem już nigdy nie usłyszeć. - muszę wykonać zadanie, oto dlaczego jestem.
Patrzę na niego nie rozumiejąc za wiele.
- Muszę przeprowadzić cię przez wspomnienia. - w dalszym ciągu się uśmiecha. Wygląda na szczęśliwego. - Gotowy?
Kiwam niepewnie głową, ale ściskam mocniej jego rękę, a ten otacza nas skrzydłami zamykając w ciemności. Gdy ponownie pozwala mi spojrzeć na świat nie jestem już w obcej części Seulu. Znajduje się w parku niedaleko mojego domu. Jest jesień, słońce świeci na złote liście spadające z drzew i piętrzące się na trawnikach. Słyszę śmiech dzieci i widzę spacerujących ludzi, ale oni nie zdają się widzieć mnie. Nie patrzą w moją stronę i muszę uskakiwać im z drogi, jednak Tao stoi niewzruszony, patrzy w kierunku pobliskiej ścieżki rowerowej. Podążam za nim wzrokiem.
Kasztanowo włosy chłopiec pochyla się nad drobnym blondynem siedzącym na ziemi. Nieopodal leży rower. Kolano blondyna krwawi a ramie jest obdarte.
Dopiero po chwili orientuje się, że patrzę na nas.
- Wtedy go poznałem... - szepnąłem podchodząc bliżej . Widzę swój zakłopotany wyraz twarzy i ciebie próbującego się podnieść, pomogłem ci wtedy.
- Pamiętasz gdzie potem poszliście? - pyta Zitao patrząc na mnie.
- Do mojego domu - odpowiadam od razu - nie chciałem by przeciążał nogi, a mój dom jest nieopodal.
- Kiedy to było?
Przez chwilę milczę. Doskonale wiem, kiedy to było.
- Rok temu - patrze na Minseoka i Luhana z przeszłości. Nie byliśmy wtedy świadomi, co się wydarzy i jak bardzo zmieni się nasze życie w przeciągu tego roku. Mam ochotę podbiec do nas i powiedzieć wszystko, ale się powstrzymuję, i tak te osoby by mnie nie usłyszały.
- Nie płaczesz już? - Tao ponownie łapie mnie za rękę, a ja kręcę przecząco głową, nawet nie zauważyłem kiedy moje łzy przestały lecieć.
Skrzydła chłopaka po raz kolejny nas otaczają, a gdy odsłaniają świat, zauważam, że jestem w domu, z którego przed chwilą wybiegłem. Stoję w twoim domu. Patrzę na twój salon i widzę nas.  Oglądamy razem jakiś film siedząc na jasnej kanapie, na stole stoi miseczka z popcornem, a my wpatrzeni w telewizor co chwilę na siebie zerkamy i komentujemy fabułę.
- Pamiętasz ten dzień? - Tao patrzy na chłopców siedzących na kanapie.
- Tak.. - zaczynam, widząc jak wstajesz kanapy odsuwam się w stronę czarnowłosego by nie zagradzać ci drogi. - Doskonale pamiętam...
- Takich dni się nie zapomina - wzdycha a ja wracam do obserwowania wspomnienia. Pamiętam jak bardzo się tego dnia denerwowałem, wtedy uświadomiłem sobie, że byłem od dawna w tobie zakochany.
Wiem co się zaraz wydarzy.
Przez chwilę na mnie patrzyłeś po czym z powrotem usiadłeś obok. Przez chwilę milczałeś bawiąc się nerwowo palcami i zerkając na mnie zapatrzanego w ekran telewizora.
- Mogę coś zrobić? - spytałeś patrząc na mnie ostrożnie.  Spojrzałem na ciebie lekko zmieszany.
- Co takiego...?
Nie odpowiedziałeś,  patrzyłeś tylko na mnie.  Pamiętam twój wzrok,  byłeś trochę przestraszony,  zniecierpliwiony.  Przyciągnąłeś mnie lekko do siebie, by połączyć nasze usta w niezdarnym pocałunku. Teraz widzę jak łaknąłem twoich ust,  jak przyciągałem cię do siebie, a ty wplotłeś ręce w moje włosy. Przypominam sobie twój dotyk,  niezbyt nachalny,  ale jednocześnie nieznający sprzeciwu. Przypominam sobie jak bardzo moje serce biło ze strachu i szczęścia. W końcu całowałem ciebie,  a ty mnie.  Widzę jak odsuwamy się od siebie,  patrzymy w swoje oczy a ty szepczesz dwa słowa,  przez które drętwieje na całym ciele.  Teraz też czuje jak delikatny dreszcz przechodzi po mnie na dźwięk tych słów.
- Kocham cię...
Moje oczy się rozszerzyły i po chwili już cię przytulałem, wtulałem głowę w twoja szyję i złączyłem nasze ręce.
- Ja ciebie też kocham...  - szepnąłem,  jednak te słowa zalewają się z tymi,  które wypowiadam teraz.  Wyznaje ci miłość jeszcze raz,  ale nie słyszysz tego. Nie możesz tego słyszeć. Tu jesteśmy tylko ja i Tao. Słyszę twój delikatny śmiech,  gdy gładzisz moje włosy.  W dalszym ciągu lubię ten dźwięk.
Mój wzrok trafia na stojącego niedaleko Zitao,  który przygląda się tej scenie z ręką na piersi.
- Pierwszy pocałunek - mówi  i jego i twój. - przerywa. - Minseok,  czy chcesz przejść dalej? Mamy mało czasu,  a chcę pokazać ci jeszcze kilka zdarzeń. 
Kiwam głową nie bardzo rozumiejąc co jeszcze chce mi pokazać.  Znów ściskam jego dłoń,  a on ponownie otacza nas ciemnymi skrzydłami.
Nowe miejsce jest mi nieznane,  jakiś domek po środku lasu z oświetlonym gankiem. Niezbyt pamiętam to miejsce.  Widzę ciebie obejmującego mnie ramieniem.  Staliśmy w progu owego domku machając odjeżdżającemu czerwonemu jeepowi, w którym znajdował się Chanyeol i Baekhyun. Nagle przypominam sobie ten dzień.  Zostaliśmy sami z Jongdae i Yixingiem w domku letniskowym należącym do rodziców Chana.  Sam Chanyeol razem że swoim chłopakiem pojechał po Jongina i Kyungsoo. Mieli dołączyć do nas rano. 
Widzę jak zatrzaskujemy wejściowe drzwi, a na zewnątrz gaśnie światło. Chcę tam wejść,  ale jednocześnie si waham.
- Xiumin...? - Tao zwraca uwagę na swoją osobę machając otwartą dłonią przed moimi,  zapatrzanymi w drewniane drzwi,  oczami. Wzdrygam się, a moje spojrzenie pada na czarnowłosego anioła - Chcesz tam iść?
Podaje mi dłoń, a ja kiwając głową ją ściskam. Idziemy w stronę drzwi,  by po zetknięciu z nimi przenikać je i znaleźć się w urządzonym wnętrzu.  W kominku pali się ogień, a nad nim wisi poroże jelenia. Chen z Yixingiem właśnie znikali w korytarzu, gdy ty, pamiętam, już po raz kolejny raz wpiłeś się w moje usta. Słyszę swój własny jęk gdy przyszpiliłeś  mnie do ściany.
- Ten dzień też pamiętam...  - szepczę podchodząc bliżej nas. Chyba już się przyzwyczaiłem, że nikt mnie nie widzi. - Nie chce tego widzieć. - mówię w momencie, gdy pchnąłeś mnie w stronę drzwi,  za którymi skrywa się nasza sypialnia.
- To twój pierwszy raz -  Zitao wydaje się nie przejmować moimi protestami.
Zniknęliśmy za drzwiami, a Tao ponownie je przenika ciągnąć mnie za sobą. Pchnąłeś mnie na łóżko. Byłeś zaborczy ale i delikatny, podobało mi się to. Czuje jak na moje policzki wstępuje rumieniec, zaczynam się zastanawiać,  czy wtedy też stała koło nas moja, w tym przypadku, przyszła wersja żałując wszystkiego,  co się tego wieczoru wydarzyło.  Tego wieczoru,  kiedy wybuchła ta kłótnia,  kiedy w naszym progu po raz kolejny stanął Sehun.  Dzisiejszego wieczoru. Chcę wrócić do rzeczywistości.  Chce cię przeprosić,  przytulić,  sprawić,  by wszystko było znów tak, jak powinno. Zamiast tego stoję nieruchomo obserwując jak rozpinałeś kolejne guziki mojej koszuli,  jak wodziłeś dłońmi po całym moim ciele,  jak szeptałeś znów i znów moje imię do mojego ucha,  jak uśmiechałem się do ciebie i całowałem twoje usta. Nie mogę na to patrzeć.
- Hyung....  - zaczynam szarpać chłopaka za rękę - Zabierz mnie stąd...
- Dlaczego? - jego oczy wyrażają ciekawość, ale i zrozumienie. Jakby wiedział, że nie chce patrzeć na to, jak pieczętujemy coś, co kilka minut temu stwierdziłem, że zniknęło. 
- Nie chce na to patrzeć...  -  odwracam wzrok i spuszczam głowę.
- Rozumiem. - kiwa głową i ponownie otacza nas skrzydłami.
- Gdzie jesteśmy?  - pytam widząc nowe otoczenie. Znajduje się w pokoju,  panuje tu półmrok, dopiero, gdy moje oczy przyzwyczajają się do ciemności poznaje pomieszczenie. - Dlaczego zabrałeś mnie do mojego domu?
Anioł nie odpowiada, wskazuje tylko ręką na stojące nieopodal łóżko z którego dochodzi stłumiony szloch.
- Myślał, że cię tu znajdzie...  -  Tao ostrożnie patrzy w moją stronę.  -  Ale ciebie nie było.
- Zawsze...  czy on zawsze płacze,  kiedy się pokłócimy? - pytam. Słysząc twój szloch chcę sprawić, by na twojej twarzy znów zagościł uśmiech. Podchodzę do ciebie i kucam zaraz obok. Widzę twoje łzy,  przecierasz oczy. Ten widok sprawia,  że moje serce pęka,  pęka na kilkanaście drobnych kawałków,  bo wiem,  że płaczesz przeze mnie. To ja jestem tym złym.
- Tylko wtedy, gdy wie,  że cie zranił. - słyszę szept Tao i czuje jego dłoń na moim ramieniu. Muszę uskoczyć przed twoją ręką,  gdy sięgnąłeś po leżący na podłodze telefon.  Widzę wyskakujące cyfry,  wybrałeś mój numer.  Widzę jak przyłożyłeś komórkę do ucha i odczekałeś kilka sygnałów, by zaraz potem,  gdy usłyszałeś urwane połączenie,  rzucić nią o podłogę i złapać się za włosy.
- Luhan...  -  szepczę w nadziei, że jednak mnie usłyszysz, ale ty, nie mając pojęcia o mojej obecności, powiedziałeś drżącym głosem:
- Jestem kretynem - uderzyłeś pięściami o materac łóżka.
- Nie jesteś. - również szepczę czując jak łzy napierają na moje powieki. Nie mogę patrzeć jak płaczesz. Wyciągam rękę,  by zetrzeć twoje łzy,  ale moja dłoń nie dotyka twojej skóry. Jakby ją przenika. To jest straszne,  nie chce byś płakał, chce żebyś na mnie spojrzał i się uśmiechnął.
- Kocham tylko Minseoka...  Tylko! - krzyknąłeś a mnie ściska w sercu.  Zaczynam jeszcze bardziej żałować, że wybiegłem, żałuje, że cię tam zostawiłem. Chcę cię pogładzić po ramieniu ale moja ręka ponownie przenika twoje ciało. Przechodzi mnie dreszcz. Chcę wrócić, chce cię zobaczyć. Nie jestem już zły,  nie jestem też w stanie być obok. Mimo, że jestem, że patrzę na ciebie, że słyszę twój głos,  nie mogę znieść tego, że nie możesz mnie zobaczyć.
- Luhan...  -  szepczę ponownie.
Nie wiem co powiedzieć. Jestem w stanie wmówić tylko twoje imię.
Jednak ty zabrałeś moją bluzę i szybko wybiegłeś z mieszkania. Przez kilka chwil patrzę na drzwi,  które się za tobą zatrzasnęły.
Dłoń Zitao zaciska się na moim ramieniu.
- Wracajmy - mówi.
Wstaje i jedyne czego teraz pragnę to znaleźć się w twoich ramionach.
Przysięgam, o nic więcej się nie pokłócimy, nigdy więcej nie doprowadzę cię do płaczu. Przestanę być zazdrosny.  Zawsze razem, dobrze? Zawsze.
Gdy anioł ponownie okrywa nas swoimi skrzydłami przenosi nas z powrotem na ulicę Seulu, skąd mnie zabrał,  jednak czas dalej stoi w miejscu. Wpatruje się w nagle posmutniałego Tao. Próbuję zrozumieć co się przed chwilą właściwie stało.
- Tao... - zaczynam ale on mi przerywa.
- Zastanawiasz się dlaczego tu jestem, dlaczego zabrałem cię w tę podróż? Dlaczego pokazałem ci to wszystko? -  dokańcza,  jakby czytał mi w myślach.
- Tak i...
- Dlaczego moje skrzydła są czarne?  Dlaczego jestem czarnym aniołem? - ponownie mi przerywa, po czym spuszcza głowę,  a mnie przechodzi dreszcz strachu. - Jestem aniołem śmierci.
- Śmierci?! - czuję jak moje serce przyspiesza z szoku. o
- Tak. - kiwa głową i wskazuje gdzieś ponad moje ramię - Zobacz.
Odwracam się, a kilka metrów przede mną znajduje się maska czerwonego sportowego auta ze spanikowanym  kierowcą w środku. Wygląda jakby był zbyt rozpędzony,  by zahamować i doskonale wie,  co się za chwilę stanie.  Zaczynam rozumieć.
- Czy ja...  - zaczynam, ale boję się dokończyć. Przełykam głośno ślinę. Chcę cię zobaczyć,  dotknąć,  przytulić. Nie chce umierać!
- Dlatego tu jestem - wzdycha
- By mnie zabrać? - pytam drżącym głosem.  Czuje jak moje ręce drżą ze strachu. To uczucie jest straszne,  wiem że za kilka chwil odejdę i nie mogę nic zrobić,  by stało się inaczej.
Tao zaprzecza ruchem głowy.
- Przyszedłem,  by pokazać ci najlepsze momenty w życiu.
- A-ale Luhan...  to nie było moje wspomnienie.
- Nie zrozumiesz. Zobacz - ponownie wskazuje palcem, tym razem gdzieś w bok. Gdy patrzę w tamtą stronę dostrzegam ciebie. Już mnie zauważyłeś, patrzysz na mnie przerażony. Też już wiesz co się za chwilę wydarzy.
- Każdy ma swój los zapisany od urodzenia. - anioł przenosi na mnie wzrok i przypatruje się uważnie. - Odkąd umarłem, wiedziałem, że właśnie tego dnia, w taki sposób do mnie dołączysz.
Moje ciało opanowuje panika,  uświadamiam sobie jak bardzo jestem bezsilny wobec świata.
- On też. Luhan też niedługo do nas dołączy. - mówi, a ja czuję jak krew odpływa mi z twarzy - nie będzie mógł sobie poradzić ze stratą ciebie.
Nie potrafiłem wydusić słowa. Uwiązł mi gdzieś w połowie drogi.
- On… on  nie może… - udaje mi się wydukać
- Za równo dwa tygodnie -  informuje mnie  - zabierze Baekhyunowi tabletki nasenne.  Zrobi to tak, by nikt nie zauważył. - mówi powoli, a do moich oczu napływają łzy, po chwili wylewają się niewidzialną stróżką spod powiek.
- Uratuj go! - krzyczę błagalnie. Musi być jakiś sposób, Tao go może uratować, wierzę, że może to zrobić. - Nie możesz pozwolić, by umarł…  - próbuję otrzeć łzy.
- Takie jest przeznaczenie, Minseok… - mówi smutny.  Zawód anioła śmierci musi być bardzo przygnębiający.  – Nie mogę nic z tym zrobić, ja tylko wypełniam swoje zadanie…  - podnosi wzrok na mnie - Przepraszam…
Anioł unosi ręce, a jego ogromne skrzydła ukazują się w całości, lekko połyskują, wyglądają jakby były ze skóry, ciężkie, ale jednocześnie sprawiają wrażenie niezniszczalnych.
- Za kilka chwil się znów zobaczymy. - udaje mi się usłyszeć zanim blask oślepia moje oczy, a huk atakuje  uszy.
Nagle wszystko jak się zaczęło, tak się skończyło. Nagle, bez ostrzeżenia. Zauważam tylko Tao opuszczającego ręce, a mnie opanowuje przeszywający ból.  Samochód uderza w  moje ciało z całej siły i popycha do przodu, w każdej kości czuję moc uderzenia, a moje bębenki zostają niemal rozerwane przez ogłuszający dźwięk hamulców i pisku opon. Dopiero po kilku metrach i sekundach, które trwają całą wieczność , samochód zatrzymuje się, a ja upadam uderzając rękami o beton. Słyszałem łamiące się w środku mnie kości. Ból przeszywa moją czaszkę, która w pewnym momencie uderzyła o podłoże. Wokół mnie unosi się zapach spalin i dym z opon. Próbuję oddychać, ale to nie możliwe, każda kolejna próba zaczerpnięcia tchu sprawia mi niewyobrażalny ból. Jestem poobijany, zapewne mam też pękniętą czaszkę i kilka żeber. Moje włosy plami krew sącząca się gdzieś z głębokiej rany, którą ktoś próbuje zatamować. Otwieram oczy, a zbyt jasne światło sprawia że mój mózg przecinają sztylety. Próbuję nie płakać, ale nie mogę powstrzymać łez wiedząc o zamiarach naszego losu. Przez łzy widzę ciebie. Wyciągam drżącą rękę w twoją stronę i ściskam twoją dłoń tak mocno na ile pozwala mi mój stan. Nie mogę odejść! Nie możesz odejść!
- Lu... - próbuję wymówić twoje imię, ale nie potrafię ułożyć ust w głoski. Czuję jak stróżka krwi sączy się z kącika moich ust.
- Zaraz przyjedzie karetka - gładzisz moje włosy próbując tym samym mnie uspokoić, ale ja nie pozwalam. Nie chcę ci mówić, że odejdę, że to moje ostatnie chwile, że zegar mojego życia właśnie się zatrzymuje odliczając ostatnie sekundy. Próbuję ułożyć w głowie zdanie, ale jedyne co potrafię to szeptanie twojego imienia. Ocierasz swoje oczy. Znów płaczesz, znów przeze mnie. Chcę cię chwycić w ramiona, mówić, że będziemy już szczęśliwi.
- Nie rób tego... - szepczę widząc mroczki przed oczami. To straszne, nie mogę nic z tym zrobić. Mogę tylko liczyć kolejne, coraz wolniejsze, uderzenia serca. - Musisz żyć... - urywam, by wziąć płytki oddech. Całe moje ciało po raz kolejny przeszywa fala bólu. Czuję jak mój uścisk słabnie, próbuję go wzmocnić ponownie łapiąc twoją dłoń. Nie chcę tak kończyć. Chcę ci wszystko powiedzieć. Muszę zmuszać mój organizm do kolejnego wdechu. 
- Kocham cię... - zaciskam oczy słysząc twój szloch. Moja ręka opada, a ja nie mam siły jej podnieść. To już koniec. Czuję to. Moje serce przestaje bić, nie potrafię zaczerpnąć kolejnego tchu.
- Proszę, jeszcze kilka chwil - mówisz płaczliwym głosem gładząc mnie mocno po policzku. - Nie zostawiaj mnie... Proszę... Minseok, błagam - łapiesz moją dłoń i ściskasz ją mocno. - Kocham cię, nie odchodź... 
Ale twoje słowa nie pomagają, nie potrafię już logicznie myśleć.
Odchodzę.
Odchodzę bezgłośnie wymawiając twoje imię.
Nie powinieneś rezygnować z życia, powinieneś je sobie ułożyć z kimś innym, bym mógł się tobą opiekować stamtąd, z nieba. 
Kiedyś się spotkamy, wtedy w końcu na spokojnie porozmawiamy, a ja do tego czasu będę twoim Aniołem Stróżem. Obiecuje.


END

sobota, 4 lipca 2015

BTS - Can you trust me? (III)

Kyo przybywa!
Jakimś cudem napisałam tą część.Coś mi nie pasuje, ale jeszcze nie mam pojęcia co...
Mam nadzieje jednak, że spodoba wam się treść. (o ile da się ją zrozumieć w miarę logicznie)
Warto też zwrócić uwagę na szczegóły bo... jakby to ująć, każdy z nas ma jakieś ciągi do czegoś, nie?
(szara bluza Tae!*o*)
i także nasi bohaterowie będą mieli (szara bluza Tae! *o*)
mniejsza...
Co do reszty... 
Wakacje pełną parą! (na szczęście bo wykitować idzie w tej szkole ;_;)
Mam nadzieję, że nikt nie będzie sie kisił w domu tak jak ja (bo lubię i mogę) i wakacje miło wam miną :)
Stuknęło nam ponad 9k wyświetleń! To jest piękne!
Mam nadzieję że będzie tego jeszcze więcej :)

Czytałam komentarze pod ostatnią częścią i muszę powiedzieć, uwielbiam was!
Zmiany: pewnie zauważyliście nową playlistę, która lubi grać na nerwach czytelnikom i sama się odtwarza... no i nowa ankieta (bo stara się zepsuła ;_; ), w której proszę głosować, chcę zobaczyć ile osób tutaj jest :)
Życzę miłego czytania!
___________________________________________________ 



Chłopak popatrzył na maknae ze zdziwieniem. Co robił o tak późnej porze na dworze?  Skąd wracał?  Przecież to dziecko powinno być już dawno w łóżku! Przez chwilę przyglądał się jak młodszy próbuje nalać sobie do szklanki soku, uprzednio nawet nie ściągając zaśnieżonej kurtki, jakby miał zamiar ponownie wyjść. Usłyszał pociąganie nosem, a gdy chłopak zahaczył prawą ręką o blat jęknął i złapał za nią. Jin wyszedł z ukrycia.
- Gdzie byłeś? - spytał, zakładając ręce na piersi.
  Chłopak odwrócił się wystraszony, ale gdy zobaczył, że to tylko Seokjin uspokoił się nieco. Miał czerwony nos i fioletowe usta.  Na dworze musiał być bez czapki, bo na końcach włosów wisiały pozlepiane płatki śniegu.
- J-ja?
- A widzisz kogoś innego? Nie było Cię na próbie.  Dobrze wiesz, że ćwiczymy układ do nowego traileru, który niezbyt ci idzie....
- N-nadrobię to - odpowiedział, jeśli próbował ukryć ból to wychodziło mu to beznadziejnie
- Co z twoja ręką? - spytał starszy, pochodząc do niego.
- Aaa to...  nic,  uderzyłem się - odparł chłopak i uśmiechnął się, by uwiarygodnić wypowiedź
- Ściągnij kurtkę i pokaż - polecił Jin, ruszył do niego i pomógł ściągnąć okrycie, robił to powoli, by nie urazić jego nadgarstka, a mimo to młodszemu kilka razy wymsknął się jęk bólu. Gdy stał tak przed Jinem w samym swetrze i mokrych jeansach, dopiero wtedy zobaczył jak chłopak bardzo drży.
- Siadaj - rozkazał, wskazując na krzesło przy stole, a sam odwrócił się, by nastawić wodę na herbatę. - Co się stało?  Gdzie byłeś?
Przez długą chwilę Jeongguk milczał.
- Nie ważne.. - odparł.
- Ważne -  Jin delikatnie podwinął rękaw chłopaka, pod którym ukazała się lekko opuchnięta ręka. - możliwe, że jest złamana. Trzeba z tym jechać do lekarza - podniósł wzrok na niego.
 Chłopak wyrwał rękę z uścisku starszego, co tylko pogorszyło sprawę.
- Nie.  Nie chcę - wstał i ruszył w stronę drzwi.
- Przecież to może być poważne. Gdzie się tak załatwiłeś?
- Ja?  W...  pobiłem się. Ale to nie ważne - powiedział, co było połową prawdy. -  Poza tym jest noc.
- Czasami zachowujesz się jak uparte dziecko. Poczekaj chwilę.
Chłopak pobiegł cicho na piętro, tak, by nie pobudzić innych.  Chwilę potem wrócił z suchymi spodniami dla Jungkooka i kluczykami.
- Wstawaj, jedziemy - polecił, zakładając kurtkę
- A herbata? 

O drugiej czterdzieści pięć weszli na korytarz pogotowia.  Jin miał rację, z ręką było coraz gorzej, a poza tym bolały go żebra, i miał problemy z oddychaniem. Podejrzewał też, że ma gorączkę.
Pielęgniarka zaprowadziła ich na poczekalnię i kazała czekać na ich kolej.
- O co poszło? - spytał pół głosem Seokjin, patrząc na młodszego.
- Po co ty mnie tu przywiozłeś?  Powinienem się teraz uczyć. Jutro mam..aaah - chłopak nagle poczuł, jakby ktoś z całej siły wyginał rękę. Zacisnął oczy i spuścił głowę, by nie okazać starszemu bólu. -  test... - dokończył na wydechu.
Chłopak westchnął.
- O co poszło? Mam porozmawiać z nauczycielami?
- To nic poważnego - odparł, czując jak każdy najmniejszy dźwięk odbija mu się echem w głowie. -  Na szczęście ucierpiał tylko nadgarstek.
- Jeon Jeongguk - pielęgniarka wyszła na korytarz i zaprowadziła chłopców do gabinetu lekarskiego, stamtąd niemal natychmiast został skierowany na rentgen. Po wykonanym badania znalazł się znów w gabinecie.  
- Ręka nie wygląda zbyt dobrze. -  stwierdził lekarz, gdy skończył oglądać opuchniętą dłoń, nadgarstek i zdjęcie rentgenowskie. - Jest wybita.  Założę ci szynę, a potem zbadam.
- Nie! - chłopak zerwał się z krzesła.
Wzrok wszystkich zwrócił się na Jungkooka. Na całym ciele na pewno miał wiele siniaków, nie chciał, by ktokolwiek je oglądał. Wyszło by na jaw, że nie tylko staw ma urażony, zaczęłyby się pytania: kto?  dlaczego? 
A tego chciał uniknąć.
- Nic mi nie jest - dodał po chwili, gdy pielęgniarka podała lekarzowi szynę i bandaż.
- Zobaczymy - powiedział, poprawiając okulary. - Spróbuj ją wyprostować.
Chłopak ruszył lekko palcem i poczuł jakby kość pękała po całej długości.
- Hyung! - wyjęczał przez łzy, próbując poruszyć całą ręką. Jin od razu znalazł się przy nim, a ten złapał zdrową kończyną jego ramię i ścisnął błagając, by przynajmniej w małym stopniu pomogło.
- Teraz powinna mniej boleć - starszy pan zaczął zakładać szynę i bandaż. - Dobrze, że przyjechaliście teraz, a nie rano. Przez noc nadgarstek mógłby zostać poważniej urażony bez odpowiedniego usztywnienia.
Rzeczywiście, ból był mniejszy, teraz był pulsujący, a momentami ustawał.
- A teraz podwiń koszulkę -  polecił lekarz, odwracając się do niego.
Chłopak w panice pokręcił głową i spojrzał na Jina.
- Pan może wyjść, kolega chyba się przy panu krępuje - powiedziała pielęgniarka, łapiąc Jina za ramiona. Ten posłusznie wyszedł z młoda panią, zostawiając Jungkooka i lekarza samych.
- Podwiń koszulkę - powtórzył lekarz, a chłopak z ociąganiem spełnił jego polecenie. Mężczyzna zaczął badać jego płuca
- Ilu ich było? - spytał rzeczowo starszy pan, podwijając rękawy, sięgnął po elektroniczny termometr i przystawił do czoła chłopaka. Jungkook spojrzał na niego wielkimi oczami. - Nie patrz tak, od razu widać, że zostałeś pobity, sam sobie tych siniaków nie zrobiłeś.
- Czterech - odpowiedział z niechęcią. - Niech pan nie wspomina o tym przy hyungu... Nie chcę go martwić.
- Spokojnie. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Ale pobicie powinniście zgłosić. -  sprawdził wyświetlacz termometru. -  Trzydzieści osiem i dziewięć. Tak jak przypuszczałem - pokiwał głową.

- Mówiłem ci! - Jin otworzył drzwi pasażera - Ty się zawsze musisz w coś wpakować...
- Przepraszam... - chłopak spuścił głowę
- Nie "przepraszam" tylko wsiadaj i uważaj na siebie - Kim był wyraźnie zezłoszczony. Obszedł samochód i zajął miejsce kierowcy. - Pogadam z Namjoonem, może jednak będziesz żył - odparł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Jungkook pokiwał głową. No tak, zawsze się w coś pakował. Zawsze z nim był kłopot, to już rutyna. Jakiś problem? Jungkook!
- Jak się dostałeś do domu? - spytał Jin, włączając ogrzewanie.
- Doczołgałem się jakoś... to nie było daleko.
- Kretyn. Mogło ci się jeszcze coś stać.
- Coś gorszego niż to? - chłopak podniósł rękę i syknął z bólu.
- Mógł cię ktoś napaść - jego dłonie zacisnęły się na kierownicy.
Chłopak nie chcąc się kłócić, tylko pokiwał głową.
Gdybyś tylko wiedział...


- Jungkook? - Taehyung otworzył drzwi pokoju najmłodszego w nadziei, że tu go znajdzie, jednak po Jeonie ani śladu. - Gdzie ten chłopak? 
Zamknął drzwi. Zwykle rano go nie było, bo chodził do szkoły, ale nie miał pojęcia co chłopak mógłby robić w niej o dziewiątej rano w sobotni poranek. Zszedł do kuchni i dostał odpowiedz jak na tacy. Maknae leżał pod kocem na kanapie w salonie.
Podszedł do niego. Chłopak miał zamknięte oczy i usta lekko otwarte. Jednak pewna rzecz się nie zgadzała. Mianowicie to, że miał obandażowaną rękę.
Powinienem się złościć, że Jungkook znów się w coś wpakował, ale widok jego śpiącego zbyt bardzo mu się podobał, by robić teraz wrzawę. Chłopak będzie się tłumaczył liderowi.
- Co tam knujesz? - spytał Yoongi schodząc do salonu. Miał na sobie dresy i jakiś podkoszulek, który ewidentnie nie należał do niego. 
- Na kogo szafę tym razem zrobiłeś nalot? - spytał Tae pół głosem, by nie obudzić młodszego. Yoongi wzruszył ramionami. 
- Leżała to ubrałem.
- Wiesz, że Namjoon cie zajebie? - rudowłosy spojrzał na niego wymownie.
- Czemu? - chłopak zmarszczył brwi.
- Bo to koszulka Jina  - parsknął śmiechem.
- Mniejsza. Zadziałam na niego swym urokiem i mi wybaczy. Wyręczamy dzisiaj Jina i robimy śniadanie? Z tego co wiem,to trochę sobie poczekamy zanim wstanie.
- Czemu? - spytał Taehyung, siadając przy stole w kuchni. 
- Tłukł się gdzieś w nocy i wrócił nad ranem... 
- A ty to wiesz ponieważ...? 
- Kookie kilka razy coś głośniej wyjęczał. Dobrze wiesz, że nie mam spokojnego snu. 
Jednak zanim zdążył odpowiedzieć, do ich uszu dobiegły dźwięki kaszlu z salonu i przeciągłego jęku. Taehyung od razu się tam znalazł. 
- Kookie żyjesz? - spytał ze zmartwiona miną, kucając koło kanapy. 
- Umieram... - odpowiedział zmienionym głosem i szczelniej przykrył się kocem, zakrywając szynę.
- RapMon ci nie daruje, lepiej wymyśl dobrą wymówkę, czemu Cię wczoraj nie było i gdzie się tak załatwiłeś - Yoongi oparł się na oparciu.
- Zdaję sobie sprawę, że i tak dzisiaj umrę, jak nie z powodu bólu, to z ręki hyunga.
Taehyung przystawił dłoń do czoła młodszego.
- Masz gorączkę - stwierdził po kilku sekundach. - Jesteś cały rozpalony.
- N-nie... to tylko lekkie przeziębienie - chłopak zaszczękał zębami.
- Już widzę jak lekkie - przedrzeźniał go rudowłosy. - Yoongi, rzuć mi koc z fotela - zwrócił się do starszego, a ten posłusznie wypełnił polecenie. Taehyung ściągnął cienki koc i zaczął go okrywać większym. 
- Dziękuję hyung - powiedział i zakaszlał.
Kim pokręcił głową.
- Ktoś się musi tobą zająć - odparł, siadając na brzegu kanapy i przykrył jego obolałą rękę. Na te słowa Jeonowi aż cieplej zrobiło się na sercu. Jego hyung, jego hyung znów się nim przejmował. Znów się o niego martwił. - To będzie musiała być bardzo dobra wymówka...
- Młody jak się czuje? - Jin wszedł do salonu i nie patrząc na nikogo podszedł do kanapy.
- Umręęę... - wyjęczał Kookie, przykrywając się jeszcze szczelniej kocem.
- Nie umrzesz, ból niedługo przejdzie.
- Namjoon mnie zabije - spojrzał na niego, a ten, kręcąc głową, przeniósł wzrok na wchodzącego właśnie do salonu lidera.
- Kogo zabiję i za co? - spytał, rozglądając się po salonie. Jin od razu się poderwał i stanął przed nim
- Spokojnie, nie zabijesz prawda? Wytłumaczymy wszystko i... - zaczął, ale widząc jego wzrok zrezygnował z tej strategi, złapał go za ramiona. - Wiem, że wgłębi jesteś cierpliwym człowiekiem. Komu kanapkę? - popatrzył po twarzach zebranych, puścił chłopaka i zniknął w kuchni, by uniknąć uczestnictwa w wymianie zdań.
- Jinnie? - Namjoon popatrzył za nim.
- Nie pytaj, pewnie się nie wyspał - Yoongi wzruszył ramionami. - A tak po naszemu: Kookie ma zepsutą rękę
- Jak to zepsutą?! - chłopak wytrzeszczył oczy.
- Suga! Chcesz herbaty? - krzyknął zza kratek.
- Dwie łyżeczki! - odkrzyknął i zniknął za drzwiami łazienki.
- A ty Potworku?
Namjoon spojrzał w stronę kuchni, jakby nie do końca wiedział czy to do niego, czy tego obok.
- Liderze, do cholery, pytam o coś! - powiedział podenerwowany. - Bo sam sobie będziesz robić.
- Zrób... Tej kalece i rudemu też - Namjoon zajął miejsce obok Kooka.
- Mów za siebie, ja nie chcę - Taehyung wstał. - Idę budzić Hoseoka i Jimina - chwilę potem już go nie było.
 Namjoon zignorował słowa Tae i zwrócił się do Kooka.
- Tłumacz się.

 21:54
 Nie mam pojęcia jak to wszystko się stało. Wszystko wydarzyło się tak nagle... W jednej minucie wracałem ze szkoły. a w drugiej już leżałem poobijany w tym zaułku... Powiedz mi, hyung, dlaczego on to zrobił? Dlaczego nienawidzi mnie za coś. co dawno się już skończyło? 
Myślę, że to o to chodzi. Chodzi o Songhye, jest zazdrosny i zły o to, że zakumplowała się z takim totalnym zerem jak ja.
W sumie... też bym był na jego miejscu zły, w końcu przebywała więcej ze mną niż z nim, a to przecież on był jej chłopakiem. Byłbym zły. gdybym nie wiedział, co on jej robił. 
Smutne jest to wszystko. Wiesz co hyung, martwię się... martwię się o to, że nigdy się już z nią nie zobaczę, że nigdy jej nie usłyszę... i jeszcze Ty... martwię się, że już nigdy nie będę mógł cię przytulić, porozmawiać, pośmiać z czegokolwiek... Boję się, że gdy jednak to się stanie, nie będę już potrafił się uśmiechać...
Tęsknię za Tobą...
Tęsknię za wami...
Tylko czy wy tęsknicie za mną?

W dalszym ciągu źle się czuł. Mijały dni, a jego zdrowie ani trochę się nie polepszyło. Jedynie ból ręki zmalał. Za całą sytuację dostał nie tyle od Namjoona, co od menedżera. Stwierdził, że jest niezdarą, że myśli tyko o sobie, nie liczy się z powagą sytuacji, jest nieodpowiedzialny i musi wszystko nadrobić.
Czego innego się spodziewał? Miał wolne na kilka dni, do szkoły też nie chodził, dostał na nią szlaban od Yoongiego, ten stwierdził, żeby ją rzucić na jakiś czas, ale do tego chłopak nie dał się przekonać, więc jedynie zostało uziemienie na tydzień, co w przypadku zapalenia płuc było wskazane. 
Przynajmniej odpoczął trochę psychicznie. Musiał przyznać, że JongKyung dopiął swego. Gdyby go nie zaatakowali, nie leżałby tyle półprzytomny na śniegu.
Był piątek wieczorem. Dokładnie tydzień po feralnym ataku.
Chłopak zszedł na parter, gdzie chłopcy oglądali jakiś film, jedynie Yoongi siedział z zeszytem w ręce. tworząc pewnie jakąś piosenkę.
On prawie zawsze pracuje, a to ja narzekam...
Chłopak rozglądnął się po pokoju. 
- Kookie! - krzyknął Taehyung z uśmiechem. a reszta tylko popatrzyła, nic nie odpowiedzieli. Jungkook się im nie dziwił, przez niego trzeba było przełożyć nagrywanie mv, a o udziale w bitwie tanecznej mogli pomarzyć. 
Ta bitwa miała być jednym z kluczowych momentów w ich karierze, osiągnięciem, którego nie zdobyli przez chorobę i wybitą rękę Jungkooka. Był sam na siebie z tego powodu zły. - Dołączysz do nas? 
Jeon popatrzył po twarzach chłopaków. 
- Ee... chyba.. ja chyba pójdę na górę - wskazał kciukiem za siebie i zabierając kilka pudełeczek leków i szklankę wody, zniknął na schodach.

Taehyung odprowadził go wzrokiem, a gdy przez następne pół godziny nie mógł się skupić na filmie poszedł do pokoju. Nie rozumiał chłopaków, przecież to nie wina maknae, że miał mały wypadek, ani to, że zachorował. Coraz ciężej było mu o nim myśleć bez odruchu by go znaleźć i gdzieś się z nim zaszyć. Tak po prostu, żeby był obok niego.
Wstał i ruszył do drzwi. Maknae jest tuż za ścianą, to tylko kilka kroków. Wejdzie tam i... no właśnie. I co dalej? Co mu powie? Nie może odpowiedzieć na żadne z jego pytań.
Zatrzymał rękę kilka centymetrów nad klamką, po czym cofnął się.
Z głębokim westchnieniem opadł na łóżko.


Minęło kilka minut zanim zdecydował się otworzyć białe, plastikowe pudełeczko i wysypać kolejną, tym razem całą, tabletkę na swoją dłoń.
Patrzył na nią chwilę ciekawy, co tym razem może widzieć lub gdzie się znaleźć. Ostatnim razem poszedł, nie miał pojęcia jak, bo samego wyjścia i powrotu nie pamiętał, na most. Pamiętał tylko tyle, że słuchał piosenki i miał na sobie szarą bluzę Taehyunga.
Położył niewielką tabletkę na język i popił. Chwilę potem czuł jak jego skóra zaczyna być nieznośnie gorąca. Opadł na kołdrę ponownie, próbując się ochłodzić. Długo wpatrywał się w sufit, będąc w stanie półsnu. I trwałby tak zapewne długo, gdyby nie to, że usłyszał kroki.
Podniósł się natychmiast i zaczął wytężać wzrok, by ujrzeć kontur postaci stojącej w kącie pokoju.
- Chcesz bym podeszła bliżej? - usłyszał koło ucha. Jego reakcja była natychmiastowa, zerwał się z łóżka i zaczął rozglądać po pokoju, czuł jak jego serce mocno bije ze strachu. Zaschło mu w gardle i zapomniał, jak się oddycha. Szukał wzrokiem źródła głosu.
- Tu jestem - dziewczęcy głos dobiegł go gdzieś zza niego. Odwrócił się natychmiast i zapalił lampkę. Jego oczom ukazała się dziewczyna, na oko w jego wieku, miała długie brązowe włosy, czekoladowe oczy i ciemne rzęsy. Siedziała na krześle obrotowym z nogą na nodze i uśmiechała się do chłopaka.
Wytrzeszczył oczy, a serce jeszcze szybciej mu zabiło.
- S-songhye? - wydukał, podchodząc bliżej. Dziewczyna pokiwała głową.
- We własnej osobie - uśmiechnęła się szerzej i wstała.
- A-ale... jak ty tu...? - patrzył to na drzwi, to na krzesło, to na nią pytającym wzrokiem.
- Jungkookie - złapała go za ramiona. - Co on ci zrobił? - spojrzała zmartwiona na jego zabandażowany nadgarstek.
- A.. to... Nic takiego, noona - spojrzał w ziemię, po chwili jednak ponownie podniósł wzrok. - Dlaczego zniknęłaś? Bardzo za tobą tęskniłem.
Nie odpowiedziała tylko zwiesiła głowę i przeczesała palcami włosy.
- Nie wiem... nie potrafię ci powiedzieć - przyznała.
- Będziesz do mnie przychodzić? - spytał z nadzieją w głosie. Pokręciła głową.
- Nie... - szepnęła.
- Dlaczego? - jego oczy się zaszkliły. Potrzebował jej, potrzebował przyjaciela, jakim była ona. Ale Songhye tylko zaprzeczyła ruchem głowy, jej postać zaczęła się rozmywać, stawała się bledsza. - Noona - szepnął przestraszony. - Jesteś duchem?
Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Nie jestem duchem... - spojrzała na niego. - Jestem twoim wyobrażeniem... - zdążyła szepnąć, zanim całkowicie się rozpłynęła.

Ciąg dalszy nastąpi....