Info.

NOWA SERIA! Prolog + (I) Never Mind " 2802
(XII) Can you trust me? - 0103
(one shot) EXO - Kaisoo "shh, jestem z tobą" 0503
(XIII) Can you trust me? - 1203
NOWA SERIA! (II) Never mind - 1503
(one shot) BTS - Namjin "Nie martw się" - 1903
(one shot) BTS - Kookiemonster "Daj dziecku pojeździć" - 2603

^ jest już napisane, więc znikome szanse, że jakakolwiek data się zmieni.

niedziela, 25 października 2015

BTS - Can You Trust Me? (IX)

"... Zapadła niemal namacalna cisza (tasakiem ją! xD)...~ czyli Niko komentuje.
Kyo wita i od razu przechodzi do sedna. 
Jesteśmy już w połowie tego fanficka, a przynajmniej na razie przewiduje, że to połowa (ten talent do robienia z one shota mody na sukces) 
 Rozdziały pojawiały się częściej, gdyby nie to, że dostęp do laptopa mam najczęściej w weekendy.
PS. Tworzą się one shoty z parringami Namjoon x Hoseok i Leo x Ravi.
Miłego czytania. 
I komentujcie, bo mi wtedy tak bardzo, bardzo miło.  (awh)
_____________________________________________________________
Yoongi zacisnął pięści patrząc wściekły na Seokjina trzymającego, jak gdyby nigdy nic, książkę w dłoni. W pokoju panowała cisza, na tyle krępująca, że Min zaczynał żałować przyjścia do często odwiedzanego pokoju i wygarnąć wszystko co leży mu na sercu. W tym momencie w jego głowie gościła myśl, po co to wszystko robił. Przegrał.
Starszy po dłuższej chwili odłożył książkę na łóżko i powolnym krokiem podszedł do brązowowłosego i spojrzał na niego uważnie.
- O co chodzi? - spytał spokojnie.
Yoongi prychnął wywracając oczami. 
- Ciągle tylko Namjoon i Namjoon, mógłbyś, kurwa, zauważyć innych wokół. - zwrócił wzrok na starszego. Nie miał zamiaru się hamować, zbyt długo patrzył i czekał na to, aż w końcu ktoś, albo Seokjin albo Namjoon, sobie o nim przypomni. - Ja też tu jestem.
- Wiem, że jesteś. - chłopak skinął głową. - Ale nie rozumiem w czym problem.
- Ty jesteś tak głupi, czy tylko udajesz?
- Jeśli mamy tak rozmawiać, lepiej żebyś wyszedł z tego pokoju. - Kim wskazał na zamknięte drzwi, na co młodszy tylko pokręcił głową.
- Jeśli mnie wykluczacie, moglibyście postąpić jak ludzie i poinformować mnie o tym. - powiedziawszy to skierował się do drzwi, by zaraz potem opuścić pokój.

Taehyung siedział wpatrzony w cienie na ścianie, jakie rzucała zwieszającą się z łóżka, tak by padało na nią światło, niebieską kołdrę.
Było długo po dwudziestej pierwszej, chłopcy, nie licząc Jungkooka, który od momentu powrotu ze szkoły nie wyszedł ani na moment z pokoju, zaraz po kolacji rozszedli się do swoich pokojów. Jimin zniknął za drzwiami razem z, na wpół śpiącym już, Hoseoku, Namjoon zabarykadował się w łazience, a Jin i Yoongi, z tego co słyszał, właśnie odbywali jedną z ich niecodziennych sprzeczek. Coraz bardziej Taehyunga zaczynała interesować relacja między tą trójką, ale postanowił się nie wtrącać, póki nie rozwiąże własnych problemów. Chłopak chciał pójść do maknae, ale dalej nie wiedział co mógłby powiedzieć. Chciał się spytać, dlaczego tak gwałtownie zareagował, gdy dowiedział się, że Yoongi jednak znalazł jego notatnik, ale nie miał pojęcia jak swoje wścibskie pytanie ubrać w słowa, które nie brzmiałyby aż tak źle.
Jego rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego smsa, zmierzwił rude włosy i sięgnął po telefon. Odblokował go, a jedyne co zauważył, zanim usłyszał skrzypienie drzwi i w panice schował telefon pod kołdrę, to trzy wyrazy: "Jutro. 3:20AM. SH".
- Czyżbyś mnie zdradzał? - usłyszał głos Yoongiego siadającego = na pościelone łóżko, zaraz obok łóżka Taehyunga.
- Oj tam, już od razu zdradzał. - wymamrotał młodszy blokując telefon  i odkładając go na półkę. - Gdzie byłeś, hyung? - chłopak usiadł przodem do starszego wpatrując się w niego tak uważnie, jak ten w Kima.
- U Jina. - odparł suchoYoongi, niezbyt chętny do rozmowy właśnie o tym.  - Lepiej mi powiedz dlaczego to zrobiłeś i nawet nie mów, że nie wiesz o co chodzi.
- O co wam poszło? Było słychać aż tutaj. - Taehyung uniósł brew. Przeczuwał, że właśnie to Yoongi przeczytał w notatniku Jungkooka, który to nie omieszkał się zapisać tego szczegółu, jakim był ich pocałunek, a nawet dwa. - Dlaczego chcesz wiedzieć co mną kierowało, że to zrobiłem?
- Wkurzył mnie swoim zachowaniem. - wzruszył ramionami. - A chcę wiedzieć, bo nie wiem czy już ci przypieprzyć, czy jeszcze poczekać.
- Jesteś zazdrosny? - skrzyżował ręce na piersi. - Za co?
- Nie jestem zazdrosny, jasne? - chłopak podniósł głos, ale zaraz potem wziął wdech, by się uspokoić. Po czym kontynuował już normalnym tonem. - Wkurzył mnie czymś. - fuknął i skierował strumień światła ze stojącej obok lampki na Taehyunga tak, by nie umknęła mu żadna  jego reakcja. - Za co? Bo zepsułeś wasze relacje. On cierpiał, przez cały czas odsuwałeś go od siebie i to przez kogo? Przez tę dziewczynę. - tu  skierował swój wskazujący palec w stronę leżącego na stoliku telefonu z nieotwartym jeszcze smsem. Zapadła niemal namacalna cisza. Taehyung przez moment całkowicie zapomniał o jakichkolwiek słowach. Poczuł tylko nieprzyjemne ukłucie w sercu. Najważniejsza dla niego osoba cierpiała. Przez niego. Nawet nie zastanawiał się skąd Yoongi wie, z kim ten się kontaktuje. -  Kochasz go? -  spytał po długiej chwili ciszy patrząc wprost na niego.
- Hyung...
- Nie hyung. - powiedział ostro. - Zamierzasz mu w końcu powiedzieć, czy dalej masz zamiar to ukrywać?
- Nie mogę mu o niczym powiedzieć, nie teraz...
- Dlaczego? - ciemnowłosy przechylił głowę.
- Bo jest za wcześnie. Nie chcę o niej rozmawiać. - chłopak spuścił głowę, speszony przebiegiem rozmowy.
- Więc odpowiedz na pytanie. - Yoongi po raz kolejny obdarował młodszego przeszywającym spojrzeniem prze które ten, aż dostał gęsiej skórki. - Rozmawialiśmy o tym nie raz. Dużo zauważyłem po tym, jak o nim mówisz, jak na niego patrzysz, jak się zachowujesz w jego towarzystwie. Teraz już tylko chcę usłyszeć to od ciebie. Kochasz go?

Jimin siedział skulony w ciemnym korytarzu oparty o ścianę, starając się oddychać jak najciszej. Momentami wstrzymywał oddech i uspokajał zbyt głośne bicie serca, bo głosy dochodzące zza drzwi były na tyle ciche, że nawet te uderzenia potrafiły je zagłuszyć.
Jak tu trafił? Usłyszał podniesiony głos Yoongiego, właśnie wtedy zainteresowała go rozmowa odbywająca się na drzwiami, o które właśnie opierał dłoń. Był na tyle ciekawskim człowiekiem, że nie potrafił teraz po prostu odejść, wiedząc, że miał okazję dowiedzieć się czegoś bardzo ważnego.
Zesztywniał i wsłuchał sie jeszcze bardziej w szmery i ciche głosy, gdy Yoongi zadał pytanie, na które Jimin tak bardzo chciał znać odpowiedź. Cisza, która nastała przez dłuższą chwilę, stawała się coraz bardziej ciężka i nieznośna. Przystawił ucho bliżej drewnianej powierzchni nasłuchując tak, by nie umknął mu nawet szmer. Po chwili usłyszał tylko jeszcze raz  powtórzone przez Yoongiego pytanie.
- Tak... - jego uszu dobiegł cichy głos najmłodszego Kima. - Od bardzo dawna...'
Jimin wyprostował się nagle uderzając głową o kant stolika i zerwał się na nogi błagając, by żaden z chłopców, znajdujących się w środku pokoju, nic nie usłyszał. Masując obolałe miejsce szybko oddalił się do swojego pokoju, w głowie mając tylko jedną myśl.
Jungkook nie może się dowiedzieć, a Jimin dołoży wszelkich starań, by tak się stało. 

Jeon Jungkook wpatrywał sie w wirujące za oknem płatki śniegu jak oczarowany. Nie zwracał uwagi na lekcje, ani na to, co się na niej działo. Wolał wyglądać za okno i rozmyślać. Był w wyjątkowo dobrym humorze, mimo, że gdzieś w jego środku gościła mała skierka niepokoju. Nie mógł oprzeć się wyobrażeniu jak w końcu dostanie swoje upragnione opakowanie tabletek i zaszyje się gdzieś w pokoju, tak, by nikt go nie mógł znaleźć i znów będzie mógł się poczuć nienaturalnie wolny i spokojny.
Rozglądnąwszy się po klasie, by sprawdzić czy żaden z uczniów nagle nie zechciał zawrócić sobie nim głowy,wyciągnął czerwony notes i otworzył na odpowiedniej stronie, by zaraz potem  zacząć pisać.
11:30
Hyung... Nie mam pojęcia co się dzieje. Nie wiem co dzieje się ze mną, ani z moim życiem. Kyung powiedział, że się uzależniam, ale to nie prawda, mówił też, że zniżam się do jego poziomu, to kolejne kłamstwo... Prawda? Dlaczego, jeśli rzeczywiście byłyby to kłamstwa, z minuty na minutę przestaje w to wierzyć? Coraz bardziej myślę o tym, jak to będzie, gdy już otrzymam swoją dawkę. Wystraszyłem się tego, jak bardzo źle się czułem, gdy dotarło do mnie jak bardzo tego potrzebuje. Niemal tak samo źle jak wtedy, gdy zorientowałem się, że nie biorę zwykłych tabletek uspokajających. Wiedziałem, że jest w nich coś więcej.  Songhye też wiedziała. Czy to dlatego kazała mi brać mniejsze porcje? Może dlatego, że wiedziała jak może się skończyć zażywanie większej dawki. 
Wiesz co jest najgorsze, hyung? To, że to zrobiłem. Zabrałem je. Ukradłem. Stałem się najgorszym czym można się stać w wypadku siedemnastolatka. Wiem, że nie byłbyś ze mnie dumny gdybyś o tym wiedział. Przepraszam za to. Czuje się okropnie ze świadomością, że zrobiłem coś źle. 
A może wiesz...? Yoongi na pewno ci powiedział co przeczytał. A wiem, że przeczytał bardzo wiele. Musiałby nie być sobą, nie być tym naszym Yoongi-hyungiem, żeby tego nie zrobić. Wiem, że przeczytał jak bardzo tęsknię za Songhye, jak bardzo tęsknię za Tobą. Jak bardzo duże oddziaływanie  ma na mnie każdy twój, chociażby najmniejszy, gest. Jak myślisz, kiedy ci o tym powie? Wiem, że powie na pewno. Boje się. Teraz moje sekrety i myśli ujrzały światło dzienne, źle się z tym czuje.
Obiecaj mi tylko, że gdy już dowiesz się o wszystkim, nie będziesz na mnie zły i nie odtrącisz jak przedtem, dobrze, hyung?
 Chłopak, pozostawiając długą kreskę ciągnąca się przez pół kartki od znaku zapytania, zerwał się z krzesła słysząc upragniony dzwonek. Wpakował szybko książki i materiały do torby i wybiegł z klasy. Minął szafkę Kyunga, swoją i nie ubierając chociażby kurtki, wyszedł na dwór niemal od razu spotykając się z lodowatym podmuchem wiatru. Przystanął na moment. Wsadził dłonie w kieszenie nadając im odpowiedni kształt, zapiął zamek i założył na głowę szary kaptur, który opadał na jego ciemne włosy chroniąc jednocześnie przed płatkami śniegu. Bluza wisiała na nim niemal jak na wieszaku, ale nie przeszkadzało mu to, wziął powoli wdech zaciągając się znajomym zapachem i zimnym powietrzem, po czym ruszył schodami do środka placu przed szkołą, zaraz potem, upewniwszy się, że żaden z nauczycieli nie patrzy  w okno, udał się między drzewami i ogołoconymi krzakami za budynek szkoły.
Czekali na niego.  Dwaj chłopcy, najprawdopodobniej prawa i lewa ręka Kyunga, stali oparci o ścianę z założonymi rękami na piersi, tępo wpatrując się w nadchodzącego w ich stronę Jungkooka, a sam Kyung patrzył na chłopaka uśmiechając się przebiegle.
- Okazałeś się mieć dobre serduszko i okazać trochę litości młodemu?  - jeden z nastolatków klepnął Kyunga po plecach, na co ten zrobił krok do przodu.
- Chyba mnie nie znasz. - powiedział półgłosem, widząc będącego coraz bliżej Jeona, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Ale nigdy nie robi dla kogoś czegoś, bez korzyści dla siebie.
- Cz-cześć. - Jungkook odchrząknął stając trzy kroki przed chłopakiem.
- Tak. - chłopak zaczął grzebać po kieszeniach, po chwili rozglądnął się i upewniwszy się, że nikt nie patrzy, wyciągnął z kieszeni małe białe pudełeczko, które wcisnął w dłoń Jeona. Ten nawet nie zdążył zauważyć co się dzieje, schował szybko pudełko do kieszeni, w duchu czując iskierkę podniecenia na myśl, że zaraz będzie mógł odpłynąć.
- Co za to chcesz? - spytał siląc się na opanowany ton. - Dam tyle ile będę mógł.
- Nie będziesz musiał dawać. - Kyung uśmiechnął się i przechylił lekko głowę.  - Sam sobie wezmę.


 

Ciag Dalszy Nastąpi....

niedziela, 18 października 2015

EXO - "Nie da się uratować czegoś, co nie istnieje." Kai x D.O

 Kyo melduje się z nowym one shotem. 
Niestety rozdział pojawi się dopiero na dniach. Od dwóch tygodni choruje, a moje myślenie jest wyłączone do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać dlaczego w serii jeszcze nie zrobiłam jakiegoś Namseokowego momentu. 
Mniejsza o to. 
Korzystając z okazji wolnej nocy został wydziergany one shot. Czy ja wiem czy na pocieszenie... (Tak, bo angst rzeczywiście pocieszy)
 Nie bijcie, wiem, zepasują odwrócone role, ale nie mogłam się powstrzymać, by nie pisać z punktu widzenia Soo. 
Jeszcze tylko szczegół na koniec: w planach była zmiana czasu i narracji. 
Miłego czytania! 
_______________________________

Byłem wtedy zwykłym chłopcem, nastolatkiem o wielu,  typowych dla nastolatka, problemach. Tego dnia, gdy cię spotkałem pogoda idealnie odzwierciedlała stan w jakim się znajdowałem. Wiał mocny wiatr, ze zwieszonych nad miastem, ciężkich chmur sączyły się drobne, ale zimne krople deszczu mocząc wszystko co napotkało na swojej drodze, wesoło spadające kropelki nie miały pojęcia, że za kilka sekund napotkają zimny beton i rozbryzną się o niego na milion kawałków nie zostawiając po sobie chociażby wspomnienia.
Byłem smutny, ale smutek to chleb powszedni dla takiej osoby jak ja. W ręce trzymałem szarą kopertę z pieczątką miejscowego szpitala. Rozglądając się przechodziłem przez kolejne ulice i uliczki nie zwracając uwagi na ludzi śpieszących przed deszczem w ustronne i suche miejsce, ani na samochody oblewające się wzajemnie wodą, wjeżdżając w kałuże utworzone z dziurawym asfalcie. Życie w tym momencie było mi obojętne. Nie patrzyłem na nikogo i nie zauważałem nikogo, byłem w swojej głowie ja, jeden. I w tej głowie byłem sam. Nawet myśli nie chciały towarzyszyć takiemu człowiekowi jak ja.
Szedłem wtedy jednym z mostów, który zwykle pokonywałem w drodze do szkoły i z powrotem. Szedłem spokojnie chodnikiem, co jakiś czas kopiąc kamyki, które wpadły pod podeszwy znoszonych adidasów, przez cały czas wpatrując się w betonową nawierzchnie przyozdobioną dziesiątkami szczelin i pęknięć, gdy  zamykając oczy usłyszałem wewnętrzny głos. Nie mój, był obcy, ale nie miał dokładnej barwy, jakby podświadomość chciała dać mi jakiś znak, nie wiedząc jak dokładnie się za to zabrać.
Uniosłem głowę, a przed moimi oczami ukazałeś się ty.  Stałeś kilka metrów ode mnie, odwrócony plecami. Twoje dłonie kurczowo trzymały metalowej barierki, a wiatr szamotał twoją rozpiętą bluzą i układał we wszystkie strony przydługie, ciemne włosy.
Stałeś za barierką, po tej niebezpiecznej stronie, gdzie jeden fałszywy ruch decydował o twoim istnieniu. Nie rozumiałem tylko dlaczego nikt nie zwraca na to uwagi. Czy wtedy widok nastolatka, który próbował ulżyć sobie i swoim problemom, pozbywając się jednego z najcenniejszych darów, był aż tak powszedni, że nikt nawet nie spojrzał w twoją stronę? Ludzie omijali ciebie, jakby nie widzieli zupełnie nic, zaślepieni swoim idealnym życiem nawet nie mogli się domyślasz co przechodzisz i dlaczego posunąłeś się do takiego kroku.
Podszedłem do ciebie ostrożnie, bojąc się, że cokolwiek mógłbym wtedy zrobić mogło wpłynąć na twoja decyzję.
Nie znałem cię, byłeś mi obcy. Jedyne co o tobie wtedy wiedziałem to to, że jesteś wyższy ode mnie, o wiele lepiej zbudowany, twój styl, mimo tego jak znoszone rzeczy na sobie miałeś, był lepszy od mojego. Jednak, gdy wychyliłem się nieco za barierkę, by na ciebie spojrzeć, zobaczyłem, że twoje oczy były przepełnione strachem, bólem i odcieniem bezradności, a przede wszystkim - mokre od łez, mieszających się z kroplami deszczu.
Nie chciałem cię ratować, nie chciałem cię też popychać. Chciałem tylko wiedzieć.
- Dlaczego nie skaczesz? - spytałem cicho stojąc na tyle blisko, byś mnie usłyszał.
- Skoczę... - odpowiedziałeś po długiej chwili wahania. Twój głos był drżący, nie miał w sobie nuty pewności do tego, co miałeś zaraz zrobić.
-  Dlaczego się boisz? - spytałem ponownie.
-  Zaraz o zrobię... - zacisnąłeś oczy nie chcąc nawet spojrzeć w dół.
-  Zastanawiałeś się, że dzięki samobójstwu wcale nie trafisz do tej lepszej części pozaziemskiego życia? - spytałem wyciągając rękę w twoją stronę, wtedy po raz pierwszy na mnie spojrzałeś.
- Po cholerę chcesz mnie zatrzymać? - spytałeś oskarżycielskim tonem, jednak w twoich oczach kryła się nadzieja.
- I tak nie skoczysz. - powiedziałem pewny swojego zdania. - Nie puścisz tej barierki, nie polecisz w dół. Nie będziesz jak te krople, które właśnie spadają z nieba. Myślisz, że to odpowiedni krok, ale tak nie jest. Myślisz, że odebranie sobie życia jest takie proste, ale chcąc to zrobić, będąc tutaj... - pokręciłem lekko głową. - i tak nie spełnisz obietnic powtarzanych sobie, pewnie niejednokrotnie.
Patrzyłeś na mnie z całych sił trzymając się barierki, skóra na kostkach twoich dłoni zbielała, a ciało trzęsło się z zimna przeszywane co chwilę kolejnym podmuchem wiatru. - Jak ci na imię?
- J-jongin.
- Dlaczego tutaj jesteś?
Przeniosłeś wzrok przed siebie, ale w dalszym ciągu nie spojrzałeś w dół.
- Moja mama... moja mama nie radzi sobie z nałogiem... odkąd mój tato został zamknięty w zakładzie, ledwo wiążemy koniec z końcem. Nie mam już nikogo. - mówiłeś tak cicho jakbyś mówił sam do siebie, jednak ja, mimo szumu wiatru, słyszałem każde twoje słowo. - Moja rodzina nie żyje, a mama rzadko kiedy jest na tyle świadoma, by powiedzieć do mnie "synu". Wiesz jak to boli? - patrzysz na mnie, a ja nie wiem co powiedzieć. - Jak cholernie boli to, że zamiast słyszeć "Jongin,siadaj do książek" słyszę "Przynieś mi wódkę", że zamiast "Kocham cię, synu" ona krzyczy "Zdechnij, skurwielu"? - w twoich oczach pojawiły się kolejne łzy, które zaczęły spływać po policzkach.
- Jeśli zrobisz ten krok, jeśli puścisz barierki, jeśli spadniesz, już nigdy nie będziesz mógł zobaczyć jak twoja mama zmienia się w tą dobrą, kochającą. - powiedziałem patrząc na ciebie uważnie. - Jeśli nie staniesz tutaj, obok mnie, już nigdy nie będziesz mógł zobaczyć jak się zmienia.
Zacisnąłeś oczy puszczając jedną dłonią barierkę, jednocześnie zdzierając kilka płatków wysuszonej farby z metalowej powierzchni. Przez chwilę myślałem, że zechcesz pokazać jak bardzo się mylę, że zrobisz krok, który będzie już twoim ostatnim, ale ty tylko złapałeś moją dłoń pozwalając pomóc ci przejść na bezpieczną stronę barierki. Nie potrafiłeś powstrzymać łez, mimo tego, że co chwilę przecierałeś oczy, by już przestały lecieć, one nie słuchały cie, torowały kolejne dróżki po twojej skórze.
- Czy... czy m-mogę...? - spojrzałeś na mnie, nie powiedziałeś co chcesz zrobić, ale ja doskonale wiedziałem, nie zastanawiając się ani chwili objąłem cię i przytuliłem. Pozwoliłem byś wtulił się w moje ciało i płakał, żałując tego co właśnie chciałeś zrobić, póki przynajmniej trochę ci nie ulżyło.
- Jak masz na imię? - spytałeś drżącym od płaczu głosem.
- Kyungsoo. - odpowiedziałem niemal od razu.
- Czyli tak ma na imię mój anioł stróż. - spojrzałeś na mnie i uśmiechnąłeś się blado, a ja wiedziałem, że twój uśmiech jest tym, który zapamiętam do końca mojego krótkiego życia. - Pojawiłeś się tutaj i mnie uratowałeś. Dzięki tobie tutaj jestem.
- Nie jestem aniołem, widzisz mnie, dotykasz, rozmawiasz ze mną. - stwierdziłem, po czym uśmiechnąłem sie do ciebie, mając nadzieję, że doda ci to otuchy, na co ty tylko pokiwałeś głową.

Wracając rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Powiedziałem ci co kryje koperta, którą trzymałem w ręku, dlaczego zostało mi tylko kilka tygodni życia. Opowiedziałem ci o mojej chorobie, a w zamian ty opowiedziałeś mi co się stało z twoją rodziną, dlaczego twoja mama zaczęła popadać w nałóg, dlaczego twój tato został niesłusznie skazany. Powiedziałeś mi też o sobie. Dowiedziałem się bardzo wielu rzeczy, potrafiłeś grać na gitarze, kiedyś chciałeś uczyć gry na niej mniejszych dzieci, życzyłem ci tego z całego serca, miałeś brata, starszego, ale tak jak ty zamierzałeś, on popełnił samobójstwo. Rozmawialiśmy też o wydarzeniu, dzięki któremu powstała nasza znajomość. Oboje doszliśmy do wniosku, że gdy raz plany zostają pokrzyżowane, kolejnym razem już tak sie nie stanie.
Historia lubi się powtarzać, ale tyczy się to tylko złych wydarzeń.

***
Idę tym samym mostem, oglądam te same pęknięcia i szczeliny, widzę tych samych ludzi i te same samochody, jest taki sam dzień, jak był wtedy, gdy się poznaliśmy. Minęło równo pięć miesięcy.
Stoję na środku ulicy, ale samochody nie zauważają mnie, a ja nie zauważam ich, idę spokojnie w stronę barierki, przy której spotkaliśmy się po razy pierwszy i ostatni. Stoisz tam. Widzę cię, twoje przycięte włosy znów ulegają sile wiatru, a metalowy zamek bluzy uderza o metalową barierkę, którą trzymasz obiema dłońmi. Znów stoisz po tej niebezpiecznej stronie. Podchodzę bliżej i przyglądam ci się przez krótki moment. Nie widzisz mnie. Przechodzę przez barierkę i staję obok ciebie.
- Anioł stróż jest od tego, by pomagać. - mówię, a ty patrzysz na mnie zaskoczony.
- Co ty wyprawiasz?
 - Jeśli na prawdę chcesz to zrobić, złap mnie za rękę. Zrobimy to razem. - wyciągam do ciebie dłoń, ale ty patrzysz na mnie przerażony.
- Dlaczego chcesz skoczyć?
- A ty dlaczego chcesz odebrać sobie życie? - przenoszę wzrok na ciebie oczekując odpowiedzi, którą zaraz dostaję.
- Moja mama... zmarła dwa dni temu... - kręcisz głową - Nie potrafię teraz... Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Rozglądam się i widzę, że teraz też nas nikt nie zauważa, ludzie mijają nas tak blisko, że swobodnie mogliby posłuchać o czym mówimy, jednak nie robią nic. Jakbyśmy nie istnieli.
- Stchórzyłem.
- Nie rozumiem.
- Kilka dni potem przyszedłem w to miejsce i skoczyłem. Mówiłem ci, że jestem chory. Nie chciałem walczyć. Walczyłem z nią przez całe życie, teraz chciałem się po prostu poddać. - patrzę w dół. - Skoczyłem dokładnie z tego miejsca. - przenoszę wzrok na ciebie.  - Mnie już dawno nie ma, Jongin.
- Już cię nie ma? - patrzysz na mnie nie mogąc pozbyć się uczucia szoku.
- Przyszedłem tu ponownie, byś zrobił to razem ze mną, żeby było ci łatwiej, wiedząc, że obok ciebie jest osoba, która już to zrobiła.
- Więc jesteś aniołem. - mówisz cicho.
Ty już nie będziesz szczęśliwy po drugiej stronie barierki. Jesteś tutaj już drugi raz, a takim ludziom nie jest dobrze po tamtej stronie. Będziesz cierpiał jeszcze bardziej jeśli teraz się rozmyślisz. - patrzę na twoją dłoń, która chwyta moją własną, ściskam ją lekko.
- Ale, Kyungsoo, przecież ja cię widzę.
Zaprzeczam ruchem głowy.
- Nie, Jongin, tak ci się tylko wydaje.
- Nie rozumiem tego. Dlaczego tu jesteś, skoro mówisz, że cię nie ma? Jeśli tu jesteś można cię jeszcze jakoś uratować. - mówisz niemal błagalnym tonem, ale ja tylko kręcę głową.
- Nie można uratować czegoś, co nie istnieje. - ściskam mocniej twoją rękę, której dotyk, mimo wszystko, czujesz.
Widzę strach w twoich oczach, gdy puszczasz drugą dłoń, łzy na twoich policzkach przestają jednak płynąć. Robiąc krok na przód oboje wiemy, że to wyjście jest najlepsze. Nikomu nie jest dobrze w tym świecie. Nikomu, kto nie ma dla kogo żyć.

The End

wtorek, 6 października 2015

BTS - Can You Trust Me? (VIII)

 WITAJCIE!
Kyo się melduje z nowym rozdziałem i od razu mówię, że początek aka sam dialog ma taki być.  

Myślałam ostatnio nad pewnymi zmianami na blogu... Zmieniłabym szablon, ale chyba na zamiarach się skończy. 
Mniejsza o to, nie zawracam głowy, miłego czytania! 
_____________________________________________________________

- Chcę się z tobą zobaczyć. - powiedział Taehyung do komórki, ściszając głos najbardziej jak się dało. - Wiem, że teraz to nie możliwe, ale muszę.
- Nie mogę. To wbrew zasadom. - usłyszał równie cichą odpowiedź.
- Wymyśl coś, musimy porozmawiać. - chłopak oparł się o blat szafki w kuchni.
- Postaram się.
- Będę wdzięczny.
- Będziesz z nim?
- Nie mam pojęcia. To może być ciężkie. - Taehyung podrapał się po karku.
- Pozwól mi go zobaczyć. Tęsknię za nim.
- On za tobą też, ale muszę go jakoś na to przygotować
- Wiesz, że nie mamy czasu...
Chłopak westchnął.
- Wiem.

Jungkook, bawiąc się nerwowo długopisem, starał się skupić na słowach, które nauczyciel mówił niemal wprost do niego. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo starszy pan, na oko po czterdziestce, trzymając w dłoni zielony laser, którym celował w słowa, wyświetlane przez rzutnik na białej ścianie, co chwile zerkał na chłopaka zmartwionym spojrzeniem. Jungkook, gdy tylko czuł na sobie wzrok mężczyzny, od razu kiwał głową na znak, że rozumie, mimo, że nie był nawet do końca pewny, co ten powiedział. Po kilku minutach tej męczarni, przestał uważać całkowicie. Podparł głowę na dłoni i wbił wzrok w osadzający się na szybach okien, śnieg. Małe płatki wirował na pociemniałym niebie połyskując, gdy padło na nich światło z któregoś z okien.
- Jeongguk, imię! - usłyszał kilka chwil potem głośny głos nauczyciela nad swoją głową. Automatycznie podniósł wzrok na celującego w niego laserem nauczyciela, który patrzył na niego wyczekująco.
- I-imie? Jakie imię? - rozglądnął się, szukając podpowiedzi od kogokolwiek z uczniów, naturalnie nie dostał jej.
- Twoje imię.
- J-jeongguk... - chłopak zmarszczył brwi, zastanawiając się nad sensem tego dialogu.
- Poprawna odpowiedź, a teraz uważaj, bo na kolejnej lekcji zdasz mi cały temat, który przerabiamy. - nauczyciel wrócił do omawiania tematu.
Jeon westchnął i wrócił do poprzedniej pozycji, starając się słuchać przynajmniej jednym uchem i wrócił do oglądania płatków śniegu. Koniec roku zbliżał się dużymi krokami, koniec tygodnia zbliżał się dużymi krokami, koniec dnia, koniec godziny, koniec lekcji, a on dalej nie miał pomysłu jak dostać się do gabinetu pielęgniarki i zabrać potrzebne leki.  Musiał zrobić to jak najszybciej, nie wiedział, ile będzie musiał czekać, aż przekaże je Kyungowi, ale wiedział, że każda minuta bezczynności to stracona minuta. Nie był dobrym aktorem, więc odgrywanie ataku jakiejś choroby nie wchodziło w grę. Był na tyle zdesperowany, że wziął nawet pod uwagę pobicie przez Kyunga tak, żeby musiał znaleźć się w gabinecie. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszedł do wniosku, że ten pomysł jest o wiele głupszy niż jego autor.
Jungkook sięgnął do torby, po czerwony zeszyt, który zawsze nosił przy sobie i z przerażeniem stwierdził, ze tego dnia nie było go w osobnej kieszonce, w której zawsze się znajdował. Przeszukał całą torbę i nic. Rozglądnął się po klasie, sprawdzając czy nie leży gdzieś na podłodze. Nie było go. Chłopak miał nadzieję, że jednak po prosto go zapomniał i zeszyt leży pod łóżkiem w jego pokoju. Złapał długopis i zaczął bazgrać na jednej z kartek zeszytu. W momencie, gdy kilka przecinających się kresek utworzyło coś na kształt klucza wpadł na pomysł, na który od razu się uśmiechnął.
Wiedział co mógłby zrobić. I zrobi to. Chociażby tego dnia.

Yoongi wściekły na cały świat wszedł do salonu, niemal od razu potykając się o leżący na podłodze stos książek, które Seokjin zostawił poprzedniego wieczoru. W ostatniej chwili ominął je i usiadł na kanapie, pragnąc żeby przez kolejne kilka godzin nikt nie śmiał się wchodzić mu w drogę ani pole widzenia. Zamknął mocno oczy, wplótł palce w blond włosy i wziął głęboki oddech, uspokajając się nieco.  Po kilku minutach siedzenia w bezruchu podniósł głowę, przecierając twarz dłonią.
- Zdecydowanie nienawidzę tego uczucia. - wymamrotał i sięgnął po jedną z gazet leżących na stoliku, biorąc ją do ręki strącił przypadkowo niewielki zeszyt w twardej czerwonej oprawie z wypisanymi ozdobnymi literami "jk" na okładce, który, otwierając się na jednej ze stron, wylądował na podłodze.
Chłopak popatrzył na zeszyt podejrzanie i podniósł go.

Upragniony dzwonek ogłaszający koniec lekcji rozbrzmiał niedługo po czternastej. Jungkook, niedbale wrzucając książki do torby, wstał i skierował się do wyjścia. Idąc w stronę swojej szafki po raz n-ty powtarzał sobie w myślach prosty plan, który za kilka minut miał wcielić w życie. Gdy dotarł do szafki oznakowanej swoimi inicjałami, otworzył ją, schował torbę i spojrzał w lusterko po wewnętrznej stronie.
- Cykasz się? - usłyszał za sobą niemal w tym samym momencie, widząc obok swojego odbicia twarz Kyunga, którego usta wykrzywiały się w szyderczym uśmiechu.
- Nie cykam. - odpowiedział, starając się brzmieć naturalnie.
- Nie widzę. Cały się trzęsiesz. - zaśmiał się, zakładając ręce na piersi. - chyba, że zdążyłeś się uzależnić i poczuć głód...
- Nie uzależniłem się.
- Więc czemu tak bardzo tego potrzebujesz?
- Zamknij się.
- Nie. Pamiętaj, że musisz mi jeszcze zapłacić.
Jeon odwrócił się twarzą do niego, na co ten tylko się uśmiechnął zwycięsko.
- Odbiorę sobie zapłatę, kiedy tylko będę chciał. Bądź gotowy. - przechylił głowę - Za każdym razem brałeś dawkę więcej niż powinieneś. Niedługo będą to dwie dawki, a potem cztery. Wpadłeś. Zniżyłeś się do mojego poziomu wiesz? - spytał i nie czekając na odpowiedź, oddalił się.
Młodszy odwrócił się do odbicia i znów spojrzał w nie uważnie jakby samym spojrzeniem chciał przekonać samego siebie.
- Nie robisz nic złego. - wymamrotał, patrząc uważnie w swoje odbicie. - Nawet nie zauważą, że czegoś brakuje, prawda? A teraz wdech i nie daj po sobie poznać, że robisz coś podejrzanego.
Skinął głową do swojego odbicia i zamknął szafkę. Odczekał kilka minut aż zadzwoni dzwonek ogłaszający kolejną lekcję i ponowne kilka minut, by mieć pewność, że nikt go nie zauważy. Skierowawszy się w stronę pokoju nauczycielskiego starał się zachowywać naturalnie, powiedział kilka razy "Dzień dobry" mijającym go sprzątaczkom, zatrzymał się, oglądając wystawę z pucharami, aż w końcu stanął przed drzwiami pokoju nauczycielskiego. Zapukał i czekał na odpowiedź, gdy jednak nikt mu nie odpowiadał, zamiast oddalić się, nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły bez problemowo i chłopak znalazł się w niedużym pomieszczeniu , na którego środku stał długi stół, a wokół niego czternaście krzeseł, po oby dwóch stronach pomieszczenia stały wysokie szafki, a na przeciwległej ścianie wielka tablica, na której były powywieszane różne karteczki z informacjami. Niedaleko drzwi były kolejne, białe, prowadzące do osobnej toalety dla nauczycieli. Chłopak zamknął za sobą drzwi i podbiegł do jednej z szafek, na której boku wywieszona była tablica korkowa, a na niej haczyki z podpisanymi kluczykami. Szybko odnalazł klucz do gabinetu pielęgniarki i schował do kieszeni. Niemal tak samo szybko wyszedł z pokoju jak się w nim pojawił. Drogę powrotną, sam nie wiedząc czemu, przebiegł. Wbiegł dwa piętra schodami i przeszedł do skrzydła, w którym mieścił się gabinet. Czując, jak jego serce mocno bije pod wpływem szybkiego biegu, adrenaliny i świadomości, że stoi właśnie pod nosem samego dyrektora, starał się trafić w zamek, udało się za trzecim razem. Szybko przekręcił go i wparował do środka. Uderzył go zapach środka dezynfekującego i plastrów. Zatrzymał się na środku gabinetu i rozglądnął, szukając odpowiedniej szafki, po krótkiej chwili odnalazł ją i z niemal wściekłością zauważył, że na obu skrzydłach przymocowane są zamki, które w całości trzyma kłódka. Gdzieś z korytarza dobiegły go kroki i ciche rozmowy. Czując jak jego serce przyśpiesza jeszcze bardziej i przechodzi go dreszcz strachu, rozglądnął się za miejscem, by w razie czego się ukryć, nie było żadnej dobrej kryjówki jak obok szafki. Starając się działać delikatnie i tak, by nie pozostawić śladów po swojej obecności, podszedł do niej i szarpnął kilka razy sprawdzając czy kłódka nie jest naruszona. Ku jego uciesze zamek kłódki i mechanizmu drzwi były identyczne i nie musiał szukać kolejnego klucza. Kroki stawały się coraz głośniejsze. Starając się zignorować odruch, by rzucić się w ucieczce zajrzał do szafki, w środku było kilka półek, plastry, bandaże, woda utleniona, kilka leków przeciwbólowych i tym podobne. Zgodnie ze wskazówkami Kyunga, leki, które go interesowały były na drugiej półce od dołu, nie zastanawiając się się sięgnął po całkiem dużą butelkę z ciemnego szkła bez etykiety i przyglądnął się jej w momencie, gdy rozmowy usłyszał tuż za drzwiami. W środku było może z pięćdziesiąt tabletek, jak nie więcej. Szybko schował ja do kieszeni bluzy i ustawił resztę tak, by nie było widać ubytku. Zamknąwszy szafkę podszedł powoli do drzwi i wyglądnął przez szparę między nimi, a podłogą. Na korytarzu były dwie osoby, z przerażeniem stwierdził, że jednym z nich była właśnie pielęgniarka. Przeszedł go dreszcz strachu. Dobrze wiedział, że nie powinien tu być. Nie powinien kraść klucza, a tym bardziej nieznanych mu leków. Zacisnął oczy, prostując się i starając się uspokoić oddech i bicie serca, które, miał wrażenie, że słychać było w całej szkole.
- Niech pani wejdzie, omówimy to przy kawie. - powiedział dyrektor miłym tonem. Nie usłyszał odpowiedzi, miał jednak nadzieję, że trzaśnięcie drzwiami, które usłyszał zamknęło wyjście dwóm osobom, a nie jednej. Znów spojrzał przez szparę i z uciechą zauważył, że korytarz jest całkowicie pusty.
Poprawiając buteleczkę leków w kieszeni, najciszej jak umiał wyślizgnął się z pomieszczenia i tak samo cicho zamknął drzwi, a potem przekręcił zamek. Starając się oddychać normalnie przeszedł przez korytarz i zszedł ze schodów. Spokojnie pokonał kolejne korytarze i schody i zapukawszy do pokoju pod pretekstem spytania o zastępstwo wszedł do środka. Było pusto, odwiesił kluczyk i tak samo, siląc się na spokój, opuścił pokój nauczycielski, w duchu krzycząc z radości, że nie dał się przyłapać.

Chłopcy każde wolne popołudnie spędzali tak samo. Jin zajmował swój ulubiony fotel, czytając książkę i nie zwracając zbytniej uwagi na resztę chłopców, a reszta, siedząc na kanapie lub podłodze oglądała telewizję, komentując co chwile fabułę lecącego właśnie filmu. Tak było i tym razem, jednak nie do końca tak samo. Namjoon siedział w fotelu Jina, a samego Kima nie było w pokoju, tak samo jak i Yoongiego. Jimin i Hobi opatuleni kocem leżeli niemal na Taehyungu, który słysząc trzask drzwi od razu podniósł głowę.
Chłopak wszedł do dormu, strzepując płatki śniegu z czapki, które opadły na wycieraczkę. Ściągnął buty i kurtkę i ruszył do salonu, ściskając mocno pasek torby.
- Jungkookie! - Jimin wyszczerzył się w uśmiechu, widząc maknae zdejmującego z ramienia torbę.
- Wróciłem... - odpowiedział i zmierzwił sobie włosy kilka razy, potrząsając głową.
- Nie trzęś tak, bo kiedyś ci spadnie. - Yoongi podszedł do maknae, podsuwając mu pod nos czerwony zeszyt, którego tego dnia szukał w klasie. Jungkook od razu poważniał i przeniósł niemal przerażony wzrok na starszego. - Trzymaj swoją zgubę.
- S-skąd to masz? - chłopak wyrwał mu zeszyt z ręki, wystraszony, że wszystkie jego tajemnice i problemy mogły ujrzeć światło dzienne. - Ile czytałeś?
- Leżało, zostawiłeś rano na stole. A ile czytałem... - podrapał się zakłopotany po tyle głowy - Nic takiego - wzruszył ramionami.
- Nie wolno grzebać w czyiś rzeczach. Co przeczytałeś?! Przyznaj się! - młodszy podniósł głos
- Nie otwierałem tego.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Chłopcy, odpuśćcie. - Namjoon pojawił się znikąd i złapał Yoongiego za ramiona i zaciągnął na kanapę. Jungkook, korzystając z okazji, zmył się do swojego pokoju.
- Ile przeczytałeś? - Taehyung uniósł brew, patrząc na siadającego na kolanach Namjoona, Yoongiego, na co ten tylko westchnął.
- Wieczorem porozmawiamy.

Ciąg dalszy nastąpi...

sobota, 3 października 2015

B.A.P - "Zobaczymy się jeszcze kiedyś?" Youngjae x Yongguk

Kyo powraca!
 To wcale nieprawda, że jest 2:03 a ja piszę sobie "kontynuację" "One Shot" wcaaale. ~ Kyo ostatniej nocy.
No oki, jednak prawda, ale to jest shot. Patrząc na to, jak pokrzywdziłam tę serię, postanowiłam pomyśleć nad dodatkowym zakończeniem. 
Tak oto powstało "TOTOTO"
I drugą nieprawdą jest też, że pomysł, by takie "Tototo" napisać pojawił się już w lutym....
I wcale nie dlatego napisałam taki, a nie inny prolog.
Mniejsza o większość.
Nowa część serii pojawi się w przyszłą sobotę/ niedzielę.
Miłego czytania.
 
________________________________________


Patrzę na zachodzące słońce, z dachu budynku, i przypominam sobie wyrazy twarzy moich przyjaciół ich uśmiechy, gesty, przypominam sobie wyraz twarzy osoby, którą kocham. Nieoczekiwanie uśmiech, który zawsze widziałem, przemienia się w grymas bólu a śmiech, którego tak uwielbiałem słuchać, w pełen goryczy płacz. Jednak zaraz po nim następuję kolejny uśmiech i kolejny słodki dźwięk śmiechu. W każdym momencie każdego ludzkiego życia kryje się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość od nas tylko zależy, jak wykorzystamy ten czas i ile błędów popełnimy, zanim nauczymy się poprawnie żyć.
Teraz chyba może się wszystko dobrze skończy...
Teraz powinno się wszystko dobrze skończyć...
Każdy z nas tak wiele wycierpiał...
Każdy na swój sposób...
Jednak każdy z nas się teraz uśmiecha...
Zadziwiające, prawda?

Bang Yongguk stał oparty o niewysoki murek na skraju dachu i obserwował przejeżdżające pod nim samochody. Nie miał pojęcia ile już czekał na czerwonego jeepa, który miał zaparkować pod owym budynkiem, na którego dachu właśnie się znajdował. Chłopak wziął głęboki wdech i zamknął oczy.
Minął prawie rok od feralnego zdarzenia, od pomyłki tak bardzo dokładnych organów ścigania, przez którą wydała się rzecz, która już na zawsze zniszczyła serce Yongguka. Minął też rok odkąd zastanawiał się jak bardzo można tęsknić za osobą, która przez całe swoje istnienie w kogoś życiu kłamała i oszukiwała.
Yoo Younjae. Półtora roku temu dołączył do grupy Banga, by przez kolejne pół roku zdobywać ich zaufanie i w końcu wydać ich policji. Jednak nie to najbardziej bolało Yongguka. Najbardziej bolało go to, co stało się kilka dni po tym, jak wyszli z aresztu. Ten dzień, w którym spotkał się z Youngjae miał zostać w jego pamięci już do końca życia. Rozmyślał nad sensem zdań, które wtedy usłyszał.
"Wiem, że mogłem im powiedzieć, ale wtedy musiałbym odejść. Nie chciałem tego"
Prychnął i pokręcił głową zaciskając mocno oczy. Tak bardzo wtedy chciał, by te słowa były prawdą. 
" Nie chce was stracić... nie chcę stracić ciebie..."
"Daj mi szansę..."
"Dlaczego tak po prostu nie potrafię odpalić zapałki po raz kolejny?"
Ta myśl pojawiła się w jego umyśle po raz kolejny. Czy wypalona zapałka, która była zaufaniem do młodszego zapali się po raz drugi? Nie miał pojęcia, wiedział jednak, że jeśli tylko miał okazję, odpaliłby ją, nawet jeśli miałby zrobić to własnoręcznie parząc się przy tym.
Już nie jeden raz uświadamiał sobie, że w pewnych momentach chce go po prostu zobaczyć, już nie jeden raz, karcił się i wściekał na siebie za takie myślenie.
- Daj już spokój. - powiedział do siebie mając nadzieję, że to jakoś pomoże. Jednak nie pomagało.
Z zamyślenia wyrwał go szum krótkofalówki.
- Hyung, mają nas. - odezwał się głos najmłodszego.
- Jak to mają?! - chłopak otworzył szeroko oczy nie wierząc w to, co słyszy. To zdanie podziałało na niego jak wiadro zimnej wody.
- Mieli dodatkowy patrol. Nie daliśmy rady, próbujemy ich zgubić. - odpowiedział stłumionym głosem Zelo. - Słyszałem jak kazali sprawdzić dachy. Nie jestem pewny ale chy...
- Yongguk. - chłopak odwrócił się słysząc niski, znajomy głos za plecami. Osoba, którą zobaczył nie wprawiła go w osłupienie czy zaskoczenie, Yongguk, widząc stojącego przed nim z bronią wycelowaną prosto w jego pierś Youngjae, był po prostu w szoku. Cofnął się o krok natrafaiając na murek stojący za nim. Opuścił dłoń z krótkofalówką, z której dochodziły niewyraźne słowa najmłodszego.
"Już się nie zobaczymy"
 Jednak teraz stał z nim twarzą w twarz.
- Y-Youngjae... - powiedział cicho, jednak na tyle głośno, by ten mógł usłyszeć. Kącik ust chłopaka drgnął delikatnie.
- We własnej osobie. - odpowiedział podchodząc powoli bliżej. Wolną dłonią odgarnął włosy z czoła i przekrzywił lekko głowę przypatrując się starszemu. - Dawno się nie widzieliśmy, prawda?
Yongguk, starając się nie zwracać uwagi na wycelowaną w niego lufę pistoletu, skinął głową.
- Miło cię znów widzieć, Youngjae. - odpowiedział.
- Mi ciebie też. - uśmiechnął się lekko i podszedł kilka kroków bliżej, tak, że kiedy by nacisnął spust, siła wystrzały mogłaby przeciąć całe ciało Yongguka. - Nawet bardzo.
Starszy cofnął się jeszcze opierając ręce o chropowatą powierzchnię kamiennego murku.
- Nie uciekaj mi.
- Zamierzasz we mnie strzelić? Chcesz mnie aresztować? - wyciągnął ręce przed siebie - miejmy to już za sobą.
- Nie zamierzam nic z tobą robić. - zakomunikował uśmiechając się nieznacznie. - Próbuje zyskać na czasie.
Yongguk starał się powstrzymać chęć podejścia do niego i przytulenia go, zabrania go z pedantycznego środowiska ludzi mających obsesję na punkcie prawa. Po dłuższej chwili ciszy Youngjae opuścił broń i stanął kilka kroków przed nim.
- Spokojnie, poszli już sobie. - chłopak wskazał na dach wyższego z budynków, stojących niedaleko tego, na którym znajdowali się oni. - Tęskniłem za tobą.
Starszy, słysząc to, mimowolnie się uśmiechnął.
- Ja za tobą też. - przyznał.
- Nie odzywałeś się. Martwiłem się, że siedzicie już za kratami. - pokiwał głową siadając na ziemi zaraz obok nóg Yongguka, na co ten, od razu zajął miejsce obok niego.
- My? Nie bawimy się w więzienia. Sam o tym wiesz. - powiedział mimowolnie się uśmiechając.
- Raz było blisko.
- Było, ale jednak nam się udało wyjść z tego cało.
- Przepraszam za tamtą akcję. Za to, że ci nic nie powiedziałem. - spuścił głowę i przeczesał palcami włosy - Naprawdę czuje się z tym głupio.
- Nie przepraszaj już. Minęło sporo czasu, to już przeszłość.
- Jednak dalej mnie to męczy.
- Myślałem nad wszystkim. - przyznał w końcu Yongguk czując niesamowitą ulgę, że rozmawiają tak jak kiedyś, bez żadnych wyrzutów, bez złości. Chłopak spojrzał na niego z nadzieją w oczach. - Pamiętasz naszą rozmowę w parku?
Youngjae pokiwał głową, a drugi wziął głęboki wdech.
- Powiedziałeś... powiedziałeś, że zależy ci...
- Zależy mi na waszej grupie i... i zależy mi na tobie. - dokończył za niego młodszy. - Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Wszystko co wtedy powiedziałem. Wszystko jest aktualne. Rozmawialiśmy wtedy w złości...
- Youngjae. - przerwał mu obracając głowę w jego stronę. - Potraktujmy to wydarzenie jakby nic się nie stało. Jakby nigdy nie miało miejsca. Nie chce z tobą tracić kontaktu, ani na tak długo, ani na "zawsze", byś potem na dachu jakiegoś budynku celował do mnie z pistoletu.
- Przepraszam. Obserwowano nas, nie miałem innego wyjścia. - wzruszył ramionami , ale zaraz potem spoważniał. - Czyli jesteśmy znajomymi, tak?
- Tak.
Youngjae uśmiechnął się i podparł dłonie na murku, by móc wstać, ale Yongguk nie pozwolił mu na to. Pociągnął go z powrotem w swoją stronę i zatrzymał kilka centymetrów przed swoją twarzą.
- Wiesz co, chyba zbyt długo na ciebie czekałem, by dać ci teraz tak po prostu odejść. - powiedział cicho uśmiechając się delikatnie, a gdy ten odpowiedział skinieniem głowy, przymknął oczy i musnął jego usta, by po chwili móc całkowicie ich posmakować. Jego pocałunek został niemal natychmiast oddany przez chłopaka, sprawiając, że po raz pierwszy w głowie Yongguka, nie było myśli "Co by było gdyby...?" Oddawali się przez niedługi czas przyjemności wzajemnie pieszcząc swoje usta i nie powalając, by drugi odsunął się na dłużej niż trwa zaczerpnięcie oddechu. Youngjae złapał dłoń starszego i lekko ścisnął przypominając mu o istniejącym wokół nich świecie. Chłopak niechętnie odsunął się od młodszego, składając jeszcze jeden, delikatny pocałunek na jego ustach i spojrzał na niego.
- Powinienem już iść... - wyszeptał Youngjae nie mając zamiaru zabierać dłoni z policzka Yongguka.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś?
Chłopak uśmiechnął się lekko i po raz ostatni tego dnia musnął krótko jego usta.
- Zobaczymy. - przytaknął z delikatnym, typowym dla niego, uśmiechem - Pewnego dnia, na dachu budynku, gdy kolejna wasza akcja zostanie zdemaskowana...
Puścił mu oczko i chwilę potem już go nie było.

 "Już się nie zobaczymy"
Obaj byli tego pewni jak niczego innego, a jednak los, na przekór ich słowom, dalej krzyżował ich drogi.


THE END.